chyba złość
Zastanawiałam się po co mi to bicie piany. Czy potrzebna mi pani neurolog, skoro bywałam u niej raz na trzy miesiące, nie z potrzeby, a po to by wziąć nowe leki. Badań wielkich przy tym nie było. Kiedy skarżyłam się na bóle głowy, dostałam lek na migrenę, guzik pomógł nota bene, nie cierpię na migrenę przecież. Kiedy narzekałam na przykurcze, zwłaszcza w nocy, zaleceniem był baclofen, więcej baclofenu, nawet 4 tabletki. Mimo, że wtedy zdrowsza noga zwyczajnie się złoży na pół, bo zwiotczeje. Pomijając fakt, że widzę różnicę między spastyką, którą baclofen może złagodzić, a przykurczami, które mają raczej inne podłoże. Kiedy zwróciłam uwagę, że pięć kroplówek Solumedrolu, które dostałam w ubiegłym roku, zamiast pomóc, zwaliło mnie z nóg na ponad dwa tygodnie, zobaczyłam pobłażliwy uśmiech.
Skarżę się, skarżę, może chcę sobie wmówić, że nie potrzebuję lekarza. Na co dzień nie, nie potrzebuję. Ale co zrobię, jeśli coś się stanie. Nie wiem, jakaś zapaść. Jeśli lewa noga całkiem się już nie zechce wyprostować. Czy palce. Nikt mi nie da tabletki, wiem. Ale potrzebna jest świadomość, że skoro mam chorobę przewlekłą, powinnam mieć lekarza prowadzącego. Dla tych wszystkich papierów, kiedy czytam, że wypełnia lekarz prowadzący.
Lekarz prowadzący odradził Anecie mitoksantron. Grzegorzowi też. A mój lekarz wypiął się na mnie.
Hasło rehabilitacja powinno być dla lekarza sygnałem do działania. Masz szansę na rehabilitację za darmo, w domu, bierz! Koniecznie i jak najszybciej.
Pamiętam rehabilitantkę w wojewódzkim. Mówiła, że lekarze traktują ich per nogam. Jakby przeszkadzali. Faktycznie, nie usłyszałam ani razu od lekarzy, że rehabilitacja to podstawa. Zwłaszcza przy postępującym, kiedy żaden lek nie działa. Walą w nas te leki, a potem odwracają się bez słowa, bo już nie mają nic do zaproponowania.
Dodaj komentarz