kryzys
Zaczęłam z takim huraa optymizmem. Miało być tylko pozytywnie, z każdym miesiącem lepiej. Cudownie sobie założyłam, że gdy już będę widziała, że to wszystko naprawdę działa, zacznę pomagać innym. Że to właśnie będzie mój cel. No bo przecież, jak sobie mówiłam, zaczęłam zmasowany atak na sm. Ja sama. Dieta, dziś to już 9 miesięcy. Jak mówi dr Wahls, dbaj o mitochondria, przestań zatruwać organizm cukrem, kazeiną, glutenem, a efekt przyjdzie z czasem. Olej cbd, żeby złagodzić spastykę, przykurcze, ból. Kuracja witaminą b complex, żeby zmniejszyć zmęczenie i senność. Ldn, żeby system odpornościowy zaczął właściwie reagować. Rehabilitacja, gimnastyka każdego dnia. Przypuszczam, że brakuje wielu elementów układanki. Na przykład gastrolog i zdrowe jelita. Na przykład elektro stymulacja... I ta cała suplementacja warzywna tak dostosowana, by każdego dnia dostarczać właściwej ilości witamin. I przede wszystkim możliwość konsultowania tego wszystkiego z jakimś lekarzem. Guzik z tego wychodzi, nie atak.
Nic się nie zatrzymało. Noga coraz gorsza, nie chce się wyprostować. Jakaś paskudna przeczulica dotykowa w lewym biodrze się jeszcze przypętała. Nie mam siły dojść na dól do drogi. I głowa zdecydowanie za często mnie boli.
Asia mówi co prawda, że spastyka podczas ćwiczenia lewej nogi jakby lżejsza, ale nie przekłada się to na ogólny stan. Ok, ćwiczenia Trevora też pomagają. Pomalutku, ale lewą stopę czy palce stopy unoszę. I przykurcze w ramionach też są dużo mniejsze.
W tym tygodniu biorę 3,5 mg ldn. Od soboty przejdę na 4 mg. To dawka, która powinna już coś ruszyć, jeśli ma w ogóle zacząć działać.
Neurolog natomiast, bagatelizując wszystko co robię, namawia mnie na mitoxantron. Mówi, że po pół roku od odstawienia Tecfidery może się zacząć kryzys. Jeśli to właśnie jest ten kryzys, muszę coś szybko postanowić. Żeby nie było za późno. Czekać aż ldn zacznie działać? A jeśli nie zacznie? Zacząć chemię... Jestem kompletnie rozczarowana.